"Seks na szczytach władzy" to książka ciekawa ale i ważna. Nie dlatego przecież, że lubimy zaglądać sławnym ludziom pod kołdry. Lubimy oczywiście, ale to nie jest główny powód, dla którego namawiam do sięgnięcia po tę pozycję. Zresztą, jeżeli ktoś tylko w tym celu chciałby oddać się lekturze, nie będzie zawiedziony. Ale "Seks na szczytach władzy" daje czytelnikowi coś więcej. Dzięki książce mamy okazję odbyć wędrówkę po współczesnej Europie i mentalności jej mieszkańców (rozdział o seksualnych ekscesach naszych władców z przeszłości dodaje tylko materiału porównawczego). To pasjonująca wycieczka z punktu widzenia nas samych. Rzetelne relacje z historii różnych romansów powojennej Europy i Ameryki pozwalają spojrzeć na nie z dwóch punktów widzenia. Pierwszy – to spostrzeżenia, jak niewiele trzeba wielkim tego świata, by w kąt poszły głośno deklarowane wartości i wizerunek, kiedy idzie o zdobycie nowej partnerki seksualnej. To dowód na silę drzemiących w nas instynktów. Nie należy ich lekceważyć. Drugi – w jak różny sposób reagują społeczeństwa różnych krajów na szczegóły prywatnego życia ich polityków. Są takie, w których poza ciekawością, ujawniane rewelacje łóżkowe nie mają wpływu na ocenę danego polityka. Uznaje się tam słusznie, że życie prywatne należy oddzielać od sfery działalności publicznej. Ale są i takie społeczeństwa, które traktują to śmiertelnie poważnie, przejawiając przy okazji dużą dozę hipokryzji i fałszu. Zdaje się, że Polacy mogą przejrzeć się w tym lustrze...